Miłosierny Jezus ocala i posyła, gdzie chce…
Świadectwo s. M. Diany Kuczek ze Zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia

Słuchajcie głosu swojego serca! Otwórzcie się na Boże słowo i nie bójcie się pójść za Tym, który was woła! Ten, który was woła jest źródłem waszego szczęścia i będzie z wami po wszystkie dni, aż do skończenia świata. On – Miłosierny Pan – ocala, wybiera, uzdalnia i posyła tam, gdzie sam chce…

 


Kiedy myślę o miłosierdziu w historii mojego powołania to przypominają mi się słowa z Księgi Proroka Ozeasza: „Miłowałem Izraela, gdy jeszcze był dzieckiem, i syna swego wezwałem z Egiptu“. (Oz 11,10) Co do mnie, to dorastałam wraz z bratem i siostrą w górzystej wiosce oddalonej około trzy kilometry od miasta. Gdy byłam kilkuletnią dziewczynką rodzice powierzali mi często zadanie pilnowania małych kurczątek. Pamiętam to ciekawe zadanie i mój zachwyt nad troską – mamy kury, kwoki o swoje małe kurczątka. Wtedy Bóg zaczął mnie do siebie przyciągać. Gdy byłam jeszcze dzieckiem, On wzywał mnie z mojego Egiptu (domu rodzinnego), bym zgłębiała Jego Słowo. Paradoksalnie mając zaledwie osiem lat brałam do rąk Pismo Święte i czytałam je podczas pilnowania kurcząt… Już wtedy Bóg przyglądał mi się przez swoje Słowo. Nie miałam pojęcia, że był to początek drogi, do której zaprasza mnie sam Stwórca.

Czytamy dalej u Ozeasza: „Im bardziej ich wzywałem, tym dalej odchodzili ode Mnie, a składali ofiary Baalom i bożkom palili kadzidła. A przecież Ja uczyłem chodzić Efraima, na swe ramiona ich brałem; oni zaś nie rozumieli, że troszczyłem się o nich”. Na pozór wydawałoby się, że moje życie niczym nie różniło się od losu zwykłej nastolatki. Umiłowanie tańca i pasja życia, z jaką do niego podchodziłam były charakterystycznymi rysami mojego dorastania. Taniec poniekąd stał się dla mnie bożkiem, któremu zaczęłam „palić kadzidła“ kończąc dwa kursy tańca. Bóg jednak uczył mnie chodzić Jego drogami, brał na swoje ramiona. Jako czternastolatka, oczarowana filmem Faustyna, byłam gotowa niczym Helenka Kowalska uciec z domu i pójść za wewnętrznym głosem. Jednak Bóg dał mi jeszcze parę lat, by podjąć bardziej dojrzałą decyzję. Moje powołanie tliło się gdzieś w głębi serca, pragnęłam często ciszy i modlitwy, ale nie miałam warunków, by zrealizować swoje pragnienia. Przez pięć lat szukałam głębi w życiu codziennym i szarym. Byłam wzorową uczennicą, miałam grono przyjaciół, a jednak czegoś mi brakowało, czułam wewnętrzną pustkę. Stało wtedy przede mną otworem inne, na pozór prostsze życie – życie bez Boga. Mogłam żyć nie mając żadnych wartości, żyć chwilą obecną, spotkaniami z przyjaciółmi, sukcesami w szkole. Mogłam żyć nie myśląc o jutrze, a tym bardziej o wieczności. Jednak zaczęłam szukać szczęścia, nie wiedząc na czym ono polega. Wiedziałam, że jest ono gdzieś ukryte. Na początku było to szczęście pisane przez małe „s“, bo tego szczęścia zaczęłam szukać w relacjach.

Gdy miałam 17 lat wybierałam się na dyskotekę. Biorąc kąpiel w łazience, zemdlałam chwilę po wyjściu z wanny. Po jakimś czasie rodzice zorientowali się, że coś jest nie tak i wyważono drzwi oraz wezwano pogotowie. Okazało, że w łazience ulatniał się gaz (o czym nikt nie wiedział), a ja zaczadziłam się. Jadąc w karetce pogotowia do szpitala, jak film widziałam całe swoje życie. Jednocześnie ustami wypowiadałam słowa: „Zdrowaś Maryjo“. Po odzyskaniu przytomności czułam, że tata ogrzewa mi ręce. To był cud, że przeżyłam, że nic mi się tak naprawdę nie stało, choć ciężka była noc w szpitalu z niezrównoważoną pacjentką w pokoju. Bóg jednak dał mi drugą szansę, bym mogła żyć, On mnie ocalił. 

Ozeasz pisze: „Pociągnąłem ich ludzkimi więzami, a były to więzy miłości. Byłem dla nich jak ten, co podnosi do swego policzka niemowlę – schyliłem się ku niemu i nakarmiłem go“. Moje serce doznało szczególnego poruszenia, gdy modliłam się kiedyś wieczorem w kościele w czasie adoracji Najświętszego Sakramentu. Gdy patrzyłam na krzyż w prezbiterium, czułam jak Boża miłość wypełnia moje serce, jak Bóg chce mnie mieć bliżej siebie. Rzeczywiście On wtedy schylił się i nakarmił mnie… W zrozumieniu tego, co się stało, pomagała mi przez kilka miesięcy niewielka książka, którą kiedyś znalazłam na półce domowej biblioteczki, a było to: „O naśladowaniu Chrystusa” Tomasza a’Kempis. Modliłam się też różańcem w ukryciu swojego pokoju, prosząc Maryję o pomoc w rozeznaniu drogi swojego życia.

Rekolekcje maturalne i modlitwa krzyżem oraz nawiedzenie sanktuarium maryjnego na Jasnej Górze pomogły mi w rozeznaniu. Gdy w drodze powrotnej odwiedziliśmy sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach czułam wewnętrznie, że wchodzę do mojej Ziemi Obiecanej, że tu jeszcze wrócę. Spojrzenie Jezusa Miłosiernego z obrazu słynącego łaskami w kaplicy Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia ogarnęło mnie całą. Doświadczyłam tego, jak On patrzy na mnie łaskawym okiem, jak Jego miłosierdzie ma we mnie upodobanie. Klęcząc przy relikwiach św. Siostry Faustyny, jako maturzystka, byłam głęboko przekonana, że pokochał mnie taką, jaką wtenczas byłam, przyjął moje pragnienie Szczęścia i powiedział: Pójdź za Mną. Kiedy wróciłam wieczorem do domu rodzinnego, w samotności pokoju płakałam ze szczęścia. Zobaczyłam z perspektywy całe swoje życie i wielką miłość Boga do mnie przez te 19 lat, zobaczyłam Jego troskę i walkę o moje serce. Zrozumiałam dlaczego nie mogłam wcześniej nigdzie znaleźć pokoju. Moja odpowiedź na Jego miłość mogła być tylko jedna: Jezu, ufam Tobie! Idę za Tobą! Chcę być blisko Ciebie. Wstępuję do klasztoru. 

Mój brat pierwszy dowiedział się o moich życiowych planach. Przypominam sobie, jak zjeżdżaliśmy krętą drogą leśną, a ja wyjawiałam mu swoje zamiary. Był zdumiony do tego stopnia, że o mało co nie stracił panowania nad kierownicą… Na szczęście wszystko skończyło się dobrze, choć nie mogę powiedzieć, żebym była zrozumiana czy wspierana przez rodzinę. Tak po ludzku miałam przed sobą obiecującą przyszłość: studia filologii klasycznej połączone z dziennikarstwem, na które nie złożyłam ostatecznie dokumentów.

Do Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia wstąpiłam trzy miesiące po zdanej maturze. W związku z bardzo dobrymi wynikami z egzaminu dojrzałości i udziałem w olimpiadzie z łaciny byłabym zwolniona z egzaminów na studia. Jednak nie chciałam od razu informować rodziców o decyzji wstąpienia do klasztoru, stąd moje zabiegi o wgląd do materiałów kwalifikacyjnych na różne kierunki studiów z poprzednich lat. Te parę miesięcy przed wstąpieniem były dla mnie ważnym, choć trudnym okresem; mój tata nie akceptował i nie popierał mojej decyzji. Był bardzo przeciwny, bo chciał, żebym poszła na studia i założyła rodzinę, chciał, z pewnością być dziadkiem dla moich dzieci… Jednak w głębi serca, mimo nieprzychylności z jego strony, byłam przekonana, że Bóg był i jest ze mną, że zawsze czeka na mnie, że zawsze był i jest miłosierny. Nie zmieniłam swojej decyzji. 1 września 1999 roku wstąpiłam w Warszawie do klasztoru Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia przy ul. Żytniej, gdzie również wstąpiła wiele lat wcześniej Helenka Kowalska, późniejsza św. Siostra Faustyna.

Tak zaczęła się moja przygoda z Miłosiernym Jezusem. Choć minęło od tego czasu ponad 20 lat, to ciągle czuję na sobie to miłosierne spojrzenie Jezusa, który przez te lata posyłał mnie ze swoim orędziem Miłosierdzia w różne części świata. Pierwszą jednak Galileą pogan, którą On zapragnął ewangelizować było i jest moje serce. Już od samego początku zakonnej formacji Jezus uzdrawiał mnie w sakramencie pojednania, obmywał oczy podczas czytania Słowa Bożego, napominał przez przełożonych i wspólnotę. Nade wszystko dawał mi odczuć, że jestem Jego umiłowaną córką i ma we mnie upodobanie. Dopiero z takim doświadczeniem pozwalał mi stanąć przy osobach z problemami duchowymi i rodzinnymi w Poradni Miłosierdzia przy sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach.

Byłam świadkiem powrotu do Boga małżeństw po dokonaniu aborcji. Nie zapomnę jednej pary, gdzie małżonka pogrążona w depresji z racji syndromu proaborcyjnego, doznała pokoju dopiero po spowiedzi świętej. Potem razem z mężem, korzystając z mojego wsparcia oraz rozmów z kapłanem, stopniowo wracali do radości życia. Nadali imię swojemu dziecku, wyprawili mu pogrzeb, przyjęli od Boga dar pojednania. Zaczęli się szanować i wspólnie modlić. Dziś cieszą się już kolejnym dzieckiem i świadczą o tym, jak niezgłębione jest miłosierdzie Boga, który z ran potrafi uczynić perły.

Śluby wieczyste złożyłam 2 lutego 2008 roku. Bóg posłał mnie w tym czasie na Światowe Dni Młodzieży do Sydney, w Australii, gdzie dzieliłyśmy się orędziem Miłosierdzia z młodzieżą całego świata. Pamiętam hindusa, który w restauracji zaczepił mnie wypytując kim był Jezus i co to za obraz Bożego Miłosierdzia. Czułam wielką radość patrząc jak to, co mówię pada na spragnioną glebę jego serca. Bóg też chciał, bym w 2014 roku zaniosła Dobrą Nowinę o Bogu bogatym w miłosierdzie do uczestników Kongresu o Bożym Miłosierdziu w Nigerii. Ubogie pod względem materialnym siostry z innych zgromadzeń okazały się bogate w miłość i dobroć, dzieliły się z nami najlepszym jedzeniem, wspierając jeszcze okoliczną ludność. Siałam również ziarno miłosierdzia w Egipcie, Libanie, Indonezji, Malezji i Burkina Faso, gdzie św. Siostra Faustyna jest bardzo kochana przez wiernych. Nie mogę wyjść z podziwu, jak Bóg używa mnie – tak lichego naczynia, do tego, bym dzieliła się z innymi tym, co nadaje sens mojemu życiu. Czyniłam to też przez wiele lat spotykając się z grupami nawiedzającymi sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach oraz wolontariuszami i członkami Stowarzyszenia Apostołów Bożego Miłosierdzia „Faustinum“. Świadomość tego, że jestem kochana przez Boga mimo swoich wad, słabości i ograniczeń jest dla mnie źródłem radości i Szczęścia przez duże „S”. Osobiście doświadczyłam tego, że Bóg patrzy inaczej niż człowiek. On nigdy nie potępia i nie odrzuca. On chce działać we mnie i przeze mnie pośród moich słabości. Dla Boga każda chwila jest okazją, by okazać mi miłosierdzie, by mnie podnieść i zbliżyć do siebie. Doświadczyłam Boga, który się mną nie brzydzi mimo moich grzechów, który powołuje mnie do wyjątkowej przyjaźni i zażyłej miłości. Bóg mnie nie przekreśla, On patrzy głębiej i na tych głębinach serca mogę się z Nim zawsze spotkać. Jestem radosna w głębi serca, gdy Bóg dopuszcza cierpienie fizyczne lub przeprowadza mnie ciemną doliną niewiedzy w życiu duchowym. Te słowa: „Jezu, ufam Tobie” są moim życiowym hasłem i zadaniem.

Miałam też łaskę pracować jako wychowawca w Młodzieżowym Ośrodku Wychowawczym dla dziewcząt, gdzie towarzyszyłam nastolatkom z trudnych rodzin w drodze wychodzenia z bagna grzechu i nałogów. Tym razem nie tylko słowem, ale całą swoją postawą miałam im przekazać, że są kochane mimo swoich słabości, że Bóg im przebacza, a Jego miłosierdzie wydobywa każdego z dołu zagłady. Jedna z nich, Alicja, mimo początkowego oporu i lęku, po dziewięciu latach przystąpiła do sakramentu pojednania. Zaczęła dzielić się swoimi obawami przed dorosłym życiem i żalem do rodziców, którzy nie dawali jej dobrego przykładu i wsparcia. Z dziecięcą ufnością pytała mnie o Boga.

Najdłużej, bo ponad jedenaście lat, posługiwałam w Stowarzyszeniu Apostołów Bożego Miłosierdzia „Faustinum. Z radością przygotowywałam razem z siostrami z naszej ekipy materiały i spotkania formacyjne dla wspólnot i osób zaangażowanych w duchowość św. Siostry Faustyny. Cenię sobie każde spotkanie z człowiekiem, zwłaszcza tym, który cierpi, a przygnieciony troskami doczesnymi zapomina, że jest Ktoś, kto go zawsze kocha i się o niego troszczy. Wlewanie ufności w ludzkie serca, gdy okazuje się, że syn znowu zaciągnął długi, czy bycie miłosierną poprzez słuchanie historii o tym, jak Bóg obdarza kogoś swoją dobrocią, daje mi radość z bycia narzędziem w ręku Tego, który jest bogaty w miłosierdzie - a Jego rozkoszą jest dawać naprawdę wiele. Dochodzę wtedy do przekonania, że sama obecność przy drugim bywa mostem, po którym przechodzi Bóg, by przygarnąć do siebie ufne, choć często obolałe, ludzkie serce.

Powołanie – nie można nikogo namówić, by wybrał życie zakonne. To tajemnica między Bogiem, a człowiekiem, do którego Bóg kieruje takie zaproszenie. Natomiast z pewnością bym powiedziała: Słuchajcie głosu swojego serca! Otwórzcie się na Boże Słowo i nie bójcie się pójść za Tym, który was woła! Ten, który was woła jest źródłem waszego szczęścia i będzie z wami po wszystkie dni, aż do skończenia świata. On – Miłosierny Pan – ocala, wybiera, uzdalnia i posyła tam, gdzie sam chce… 

 

Przemyślenia

Leszek Skierski: W czerwcu 1929 roku s. Faustyna zostaje przydzielona do pracy w nowo powstającym domu Zgromadzenia przy ul. Hetmańskiej w Warszawie. Dokładnie siedemdziesiąt lat później dziewiętnastoletnia Jadwiga Kuczek wstępuje do klasztoru. Bóg stawia ją na szlaku św. Siostry Faustyny, by po ponad dwudziestu latach formacji powierzyć jej posługę przełożonej domu Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia w Płocku, w nowo powstającym sanktuarium. Z jakim poczuciem misji przyjechała Siostra do Płocka; i to w roku jubileuszowym 90-lecia przybycia św. Siostry Faustyny do naszego miasta?

S. M. Diana Kuczek: Od kilku miesięcy posługuję w płockim klasztorze, gdzie buduje się nowe Sanktuarium Bożego Miłosierdzia. W tym miejscu pierwszego objawienia Jezusa Miłosiernego na nowo odkrywam tajemnicę swojego powołania do bycia w świecie świadkiem prawdziwego obrazu Jezusa, który choć z ranami, to przecież jaśnieje blaskiem i zmartwychwstaniem. Ta prawda napawa mnie pokojem i przekonaniem, że to jest szczególne miejsce i każdy, kto tu przychodzi, ma szansę, by i przed nim uchyliła się nieco zasłona, za którą kryje się jaśniejące miłosierdziem oblicze Boga. Chcę pomagać wszystkim napotykanym osobom odkrywać prawdziwe oblicze Boga.

Leszek Skierski: Proszę powiedzieć z perspektywy dotychczasowych doświadczeń Siostry, pobytu w: Australii, Afryce i Azji. Czy troską Zgromadzenia są również pielgrzymi zagraniczni, którzy coraz częściej odwiedzają płockie Sanktuarium?

S. M. Diana Kuczek: Oczywiście. Orędzie o Bożym Miłosierdziu jest skierowane do całego świata, stąd wyjątkowość naszego sanktuarium, bo przecież tutaj wszystko się zaczęło. Wiem, że wiele zagranicznych pielgrzymów przybywając do Polski, udaje się do miejsc związanych ze św. Faustyną i Płock zajmuje na tym szlaku naczelne miejsce. Choć małe i ukryte w centrum miasta sanktuarium, to jednak tętni życiem, bo tutaj liczni pielgrzymi mówiący różnymi językami ze wzruszeniem kroczą do budującej się nowej świątyni, by tam pomodlić się w miejscu pierwszego objawienia Jezusa Miłosiernego. To tutaj odkrywają historię Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia, które u swych początków tutaj podejmowało głównie misję czynu miłosierdzia. Dziś na inny sposób, bardziej duchowy i formacyjny staje wobec potrzeb współczesnego świata, by odpowiedzieć na głód bycia wysłuchanym, przyjętym ze swoim bólem i cierpieniem. Nie brak osób, które właśnie przy sanktuarium odkrywają swoje powołanie do bycia apostołem Bożego Miłosierdzia w dzisiejszej, niełatwej rzeczywistości. 

Leszek Skierski: W swojej książce „14 sposobów na miłosierdzie” pisze Siostra: „Patrzę jednak z trwogą na otaczający mnie świat pełen relatywizmu, konsumpcjonizmu i konformizmu. Czasami wydaje mi się, że świat wartości to zamierzchła przeszłość, a subiektywizm i indywidualizm wciąż kierują mnie tylko ku moim potrzebom. Historia grzechu i zła trwa nieprzerwanie, wciąż zjednując sobie coraz to nowych zwolenników.” Skoro zwycięstwo jest po stronie dobra, to jak o nie walczyć?

S. M. Diana Kuczek: Najpierw trzeba zauważać dobro w sobie i wokół siebie. Święty Paweł pisze: “Zło dobrem zwycieżaj”(Rz 12, 21). Gdy do płockiego Zakładu Anioła Stróża przychodziły młode dziewczęta z ulicy, by zacząć od nowa swoje życie, to fakt, iż siostry dostrzegały i doceniały ich wielką godność dziecka Bożego sprawiał, że zaczynały podnosić się z brudu grzechu. Koncentracja na tym, co dobrego Bóg dokonuje w naszym życiu, jak jest wielki i miłosierny, daje nam siłę do bycia  apostołem dobra. Czynić dobro, widzieć dobro, mówić dobrze, modlić się o dobro dla innych, to walka ze złem, które wówczas traci swoją moc. Miłosierna miłość podnosi, umacnia i łączy ludzi między sobą, jest zaczynem nowej cywilizacji, cywilizacji miłości, a wyobraźnia miłosierdzia może stać się charakterystyczną cechą wszystkich, którzy w płockim sanktuarium spotkają się z Jezusem Miłosiernym i doświadczą opieki Św. Siostry Faustyny…

Leszek Skierski: Dziękujemy za wygłoszone świadectwo.


Z powodu restrykcji wywołanych pandemią koronawirusa świadectwo S. M. Diany Kuczek zostało nagrane w Domu Zakonnym Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia w Płocku. Udostępniono je 5 stycznia 2021 r. na stronie internetowej https://www.milosierdzieplock.pl i Facebooku.