Wiara i zysk… 

Świadectwo Artura Janusa


S. M. Diana Kuczek ZMBM: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Witam wszystkich bardzo serdecznie na ostatnim w tym roku kalendarzowym, a pierwszym w roku liturgicznym, spotkaniu z cyklu „Świadkowie Miłosierdzia”, które mają nas przygotować do duchowego przeżycia 90. rocznicy objawienia Jezusa Miłosiernego św. Siostrze Faustynie. 

Jest z nami osoba, która doświadczyła w sposób szczególny Bożego Miłosierdzia – pan Artur Janus z Warszawy. Cóż możemy o nim powiedzieć? Nie jest łatwo we współczesnym świecie biznesu, gdzie spotykamy się z licznymi problemami natury materialnej, żyć po Bożemu, uczciwie, według zasad i wartości. Co nie znaczy, że jest to niemożliwe. Pan Artur zajmuje się renowacją marmurów i granitów w przestrzeniach głównie sakralnych, ale i w szeregu innych obiektach: hotelach, bankach, na lotniskach… To jego podstawowe zajęcie.  Prywatnie zaangażowany jest w dzieło promowania trzeźwości, wychodzenia z różnych nałogów. Organizuje i prowadzi w Polsce szkolenia według „Programu 12 kroków” dla osób uzależnionych i współuzależnionych. Prowadzi w Zakroczymiu wieczory wspomnień o Ojcu Benignusie Janie Sosnowskim. Poznałam pana Artura w Krakowie, gdzie często przyjeżdżał na rekolekcje, w ramach przynależności do Stowarzyszenia „Faustinum”. Jednym słowem, człowiek wiary – Świadek Miłosierdzia. A świadkowie nie trzymają wiary pod korcem, sprawiają, że to światło wiary jest widziane przez innych. Cieszymy się, że jest Pan z nami. Otwieramy nasze serca i umysły na to wszystko, co Pan Bóg chce nam dziś przez Pana usta powiedzieć. 

Artur Janus: Siostro Przełożona, Księże Rektorze, Szanowni Państwo. Dziękuję za zaproszenie i zaufanie. Ale przede wszystkim za to, że mogę być w tym miejscu, po raz pierwszy w Płocku, na szlaku św. Siostry Faustyny. Jestem rodowitym warszawiakiem, gdzie pracuję i mieszkam, ale bardzo często bywam w Krakowie-Łagiewnikach, Walendowie, Zakopanem, w sanktuarium przy ulicy Żytniej w Warszawie, w większości miejsc, gdzie przebywała Siostra Faustyna. Jadąc do Płocka zastanawiałem się – dlaczego jeszcze tu nie byłem? I nastała ta chwila, można powiedzieć za sprawą s. Diany, którą parę lat temu poznałem w Krakowie. Dla mnie to jest kolejny dowód na to, że Bóg przemawia do nas przez drugiego człowieka. Tym większa moja radość, że mogę być dziś w Płocku.

Świadectwo to jest prawda o nas, prawda o mnie. Dlatego dziś, z racji tego miejsca, w którym się znalazłem, chciałbym powiedzieć o moich relacjach z Bogiem Miłosiernym, św. Siostrą Faustyną i drugim człowiekiem.

Od trzynastego roku życia wychowywałem się w niepełnej rodzinie, pod okiem mamy. Mój los tak się ułożył, że w dorosłym życiu i ja zacząłem wychowywać samotnie  sześcioletniego syna. Dlaczego o tym mówię? Gdy miałem osiemnaście lat, jak to w okresie dojrzewania, zdarzały się różne sytuacje – pierwsza miłość, alkohol, bunt przeciwko światu, pretensje do mamy o wszelkie porażki… Nie radziłem sobie z wieloma rzeczami, obwiniając za to własną matkę. Dziś wiem, że nie miałem racji, że sam powinienem ponosić konsekwencje swoich czynów. Ale już wtedy Bóg miał wobec mnie plan polegający na tym, że i ja będę musiał wychowywać swojego syna. Dopiero z perspektywy lat dostrzegłem ten wielki dar mamy, która przygotowywała mnie do tego wyzwania, dając dużo ciepła i troski, ucząc wielu praktycznych rzeczy, znaczenia których nie rozumiałem. Przygotowywała mnie do życia w rodzinie, do misji, którą miałem wykonać. Dziś widzę, że Bóg mnie kocha i miał wobec mnie plany, nawet wtedy, gdy go nie rozumiałem, kiedy buntowałem się przeciwko światu i ludziom z najbliższego otoczenia. Wychowując samotnie syna, zacząłem to rozumieć.

Wspomniałem o trudnym okresie dojrzewania, alkoholu, buncie przeciwko światu. I wtedy spotkałem na swej drodze ludzi, którzy zapoznali mnie z „Programem 12 kroków” – duchowym programem miłości. Został on opracowany w 1935 roku w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej dla anonimowych alkoholików. Dziś jest wykorzystywany przez różne wspólnoty 12-krokowe, nie tylko dla ludzi uzależnionych, ale i współuzależnionych – matek, dzieci, rodziców uzależnionych lub pochodzących z dysfunkcyjnych rodzin. Wiele z tych osób nie radzi sobie z lękiem, emocjami, niespełnionymi oczekiwaniami. A prostą drogą do zapomnienia o tym wszystkim jest ucieczka w alkohol, narkotyki, różnego typu używki, seks. Ucieczka do sztucznego sposobu łagodzenia napięcia. Problem pojawia się wtedy, gdy zaczynamy dostrzegać, że ten substytut „lekarstwa” staje się  skuteczny, że poprzez te wszystkie substancje w sposób sztuczny łagodzi się napięcie, z którym nie mogliśmy sobie wcześniej poradzić, a tak naprawdę „lekarstwo” to nie leczy, tylko jeszcze bardziej pogłębia nas w chorobie.

Za chwilę jeszcze wrócimy do „Programu 12 kroków” po to, żeby pokazać jak spotkanie na szlaku św. Siostry Faustyny pozwoliło mi zrozumieć sens podjętej przez siebie misji. Na tej drodze spotkałem mnóstwo interesujących osób. Pierwszą z nich był mój późniejszy kierownik duchowy, a obecnie przyjaciel, o. Adam z Zakroczymia. 

Pracując kilkanaście lat temu na programie 12 kroków, na trzecim etapie wtajemniczenia,  mówiącym o powierzeniu naszego życia i naszej woli opiece Boga, spotkałem  ojca Adama. Poprosiłem go, żeby wyjaśnił mi czym jest „powierzanie”. Nie rozumiałem pewnych pojęć, bo w młodości praktyki religijne, czy jakakolwiek formacja duchowa, szczególnie mnie nie interesowały. Zapytałem – jak mam wrócić do Boga, jak powierzyć Mu swoje życie, swoją wolę? I wtedy usłyszałem słowa, które stały się podstawą moich późniejszych relacji z Panem. Odpowiedział mi: „Jak chcesz się z kimś zaprzyjaźnić, to musisz z nim obcować, poznawać go”. Polecił mi kilka lektur, które powinienem przeczytać i zrozumieć. Na liście był między innymi „Dzienniczek” św. Siostry Faustyny. Z uwagi na to, że dużo podróżuję, zamiast książki kupiłem sobie audiobook „Dzienniczka”, którego często słuchałem w aucie. Na jednym ze spotkań poznałem również Piotrka, który niemalże „przykleił” się do mnie i cały czas wspominał o św. Siostrze Faustynie. Początkowo nawet byłem zły na niego, ale on nieprzerwanie o Niej mówił, przywoził mi książki, obrazki z Wilna, z Łagiewnik… Kiedyś, przy okazji swoich częstych wyjazdów służbowych do Zakopanego, wstąpiłem do kaplicy sanktuarium w Łagiewnikach, żeby się pomodlić. Klęczałem przed obrazem św. Siostry Faustyny przez prawie trzy godziny, zatopiony w modlitwie, zamyślony. Nie wiem, jak to się stało, ale czas w pewnym momencie zatrzymał się, liczyło się tylko to, że tam jestem, i że nie jestem sam. Po uświadomieniu sobie, która jest godzina, próbowałem wstać z kolan, ale nie mogłem się podnieść… Z trudem wstałem jednak, ale w pewnym sensie dziwnie lekki, jakby oczyszczony, lżejszy o łzy. Czułem obecność św. Siostry Faustyny i to, że od tej chwili jestem innym człowiekiem.

Tak zaczęło się moje nabożeństwo do Bożego Miłosierdzia i początek drogi ze św. Siostrą Faustyną. Zapytałem kiedyś swojego kierownika duchowego – czy nie jest grzechem, że zamiast do Boga modlę się do Świętej? Odpowiedział, że „rolą świętych jest prowadzić do Boga”. Wielokrotnie czułem Jej obecność w swoim życiu. Chciałem się nawet odwdzięczyć za tę opiekę, okazać materialny gest… Dlatego odbyłem prawie dwugodzinną rozmowę z s. Gracjaną i przedstawiłem propozycję renowacji posadzki w Kaplicy Bożego Miłosierdzia Krakowie-Łagiewnikach. Początkowo miały to być tylko trzy tygodnie prac, ale w konsekwencji ekipa remontowa spędziła w sanktuarium pół roku. Idąc tym szlakiem, zrealizowaliśmy jeszcze kilkadziesiąt projektów renowacji kamienia w różnych kościołach. W moim zespole pracowników są osoby religijne, które cenią sobie św. Faustynę Kowalską, chętnie przebywają w przestrzeniach sakralnych, z oddaniem wykonują renowację tych obiektów.

Dlaczego o tym wspominam? Dostałem dar od Boga, umiejętność prowadzenia działalności gospodarczej i chciałbym go właściwie wykorzystać. Jeśli nie skorzystałbym z tej łaski, to dar ten by się zmarnował. Zrozumiałem wtedy, że zostałem powołany na ten świat, żeby żyć dla innych, służyć drugiemu człowiekowi. A pomagając drugiemu człowiekowi, tak naprawdę pomagam również sobie. 

Cieszę się, że dane mi było również być w celi św. Siostry Faustyny, skąd odeszła do Pana. Po raz pierwszy wprowadziła mnie do niej s. Gracjana. Nie zapomnę tej chwili, czułem ogromny przypływ emocji, jakby zbierała się we mnie jakaś dziwna moc, która za chwilę eksploduje. Siostra Gracjana patrzyła na mnie z niepokojem. Musiałem wyjść, uspokoić się, opanować bicie serca. Zbiegłem po schodach i natychmiast zadzwoniłem do swojego kierownika duchowego. Opowiedziałem mu to, co chwilę temu się wydarzyło w celi Siostry Faustyny, prosząc o wskazówki, o wyjaśnienie dziwnego stanu, w którym się znalazłem. Nie rozumiałem, co się ze mną dzieje. To nie był normmalny stan – powiedziałem. Może to są tylko emocje? A może dotknięcie św. Siostry Faustyny? – Cisza… Po trzydziestu sekundach milczenia w telefonie odpowiedział ze spokojem: „Wiesz, myślę, że jedno i drugie”. 

Podobne wrażenie bliskości św. Siostry Faustyny przeżywam zawsze, biorąc do ręki jej „Dzienniczek”. Zawsze odnajduję w nim odpowiedź na nurtujące mnie pytania i wątpliwości. Nie wiążę tego z żadnym przypadkiem. W życiu nie ma przypadków. To Bóg działa w nas. A działa tak, żebyśmy o tym nie wiedzieli. 

Dziś moje relacje z Jezusem Miłosiernym, za pośrednictwem św. Siostry Faustyny, oparte są na modlitwie. Każdy dzień zaczynam od prośby o Jego opatrzność, a kończę,  dziękując za każdą przeżytą chwilę. Dawniej tak nie było. Dziś nie wyjdę z domu bez modlitwy.

W firmie, którą prowadzę, znalazły się miejsca na obrazy Jezusa Miłosiernego i św. Siostry Faustyny. Nie jest dla nas problemem, że klient, nawet niewierzący, przychodzi do naszej siedziby lub sklepu i je widzi. Świadomie umieściłem je w centralnym miejscu. Zależy mi na tym, żeby przekazywać światu prawdę o Bożym Miłosierdziu, a miejsca i okoliczności nie mają większego znaczenia.

Tuż przed wybuchem pandemii Covid-19 otworzyliśmy w Warszawie sklep kamieniarski. Nie było oficjalnego otwarcia, ale za to pierwszy klient, który do nas zawitał, przyjechał na litewskich numerach rejestracyjnych. Samochód zapakowany po brzegi, pomyślałem – pewnie kierowca przejazdem, może w interesach. Po chwili wysiadł z auta szczupły mężczyzna w koloratce, wita się: „Szczęść Boże. Przyjechałem z Wilna, od Siostry Faustyny. Jestem nowym proboszczem, a Państwo wykonywali tam renowację posadzki” – tłumaczył. Patrzę na zegarek, a w tym momencie wybiła godzina 15.00. Pierwszy klient, o tej porze dnia, z Wilna, od św. Siostry Faustyny. To był dla mnie znak. I na pewno nie przypadek. Zwłaszcza, że to był trudny dla mnie czas, jak i dla większości z osób prowadzących działalność gospodarczą. Okres pandemii nie napawał optymizmem. Musiałem znacznie ograniczyć działalność firmy. Czułem jednak, że chodził za mną cichy głos św. Siostry Faustyny – „zaufaj, zaufaj, zaufaj…”. Aż w pewnym momencie coś się zaczęło dziać – niespodziewane ożywienie – nagle zaczęły spływać do sklepu zamówienia na maszyny do obróbki kamienia, narzędzia. Dzięki temu mogliśmy przetrwać ten trudny zastój w gospodarce.

Siostra przełożona wspomniała, że odbywam spotkania w Zakroczymiu, w Ośrodku Apostolstwa Trzeźwości, prowadzonym przez Braci Kapucynów, gdzie spotykają się osoby na rekolekcjach, dniach skupienia, wykładach, warsztatach, itp. Dla wszystkich grup samopomocowych pracujących na „Programie 12 kroków” – od anonimowych alkoholików, narkomanów, depresatów, po różnego rodzaju związki dysfunkcyjne – organizowane są spotkania, polegające na połączeniu duchowości z psychologią, podczas których jest możliwość odbycia spowiedzi generalnej. Mówię o tym dlatego, że podczas tych spotkań dzieją się niezwykłe rzeczy, wręcz cuda. Przyjeżdżają na nie całe rodziny współuzależnione od choroby alkoholowej jednego z członków, wspólnie starając się pomóc sobie i innym. Dzięki, oczywiście, łasce Boga, ale i konsekwentnej pracy każdego z nich.

Osoba uzależniona, współuzależniona, czy z dysfunkcjami musi włożyć w ten proces ogromny wysiłek. Nawet w Kościele jest tylko pięć procent cudów, a 95 procent ciężkiej pracy wiernych. Proces dochodzenia do uzdrowienia duszy i ciała jest długotrwały, ale zawsze osiągalny przy konsekwentnej pracy nad sobą. W tym wszystkim musi być miejsce na Boga, bo tylko On jest w stanie dać nam moc i siłę w pokonywaniu trudności.

Jedna z pań opowiadała mi kiedyś, że zaczepił ją ankieter i zapytał: Jakiej muzyki Pani słucha? Mogła godzinami opowiadać o tym, co lubi, czego nie lubi jej mąż, czym interesują się dzieci; a nie była w stanie odpowiedzieć na proste pytanie: jaką lubi muzykę? Ona w ogóle nie miała swojego życia. Takie miejsca jak Zakroczym, gdzie przyjeżdżają osoby, żeby o tym porozmawiać, spojrzeć na swoje życie z innej perspektywy, są dla nich właściwym miejscem. Podobnie jest z dziećmi, które pochodzą z rodzin dysfunkcyjnych. Nagle okazuje się, że coś się zaczyna nie układać w tych rodzinach, a dzieci stają się pierwszymi ofiarami zachodzących zmian. 

Musimy wiedzieć, że są takie ośrodki, gdzie można o tym wszystkim porozmawiać, wrócić do dzieciństwa. O tym wszystkim mówi „Program 12 kroków”, do którego poznania szczególnie Państwa zachęcam. To jest program miłości i rozwoju – program na całe życie. 

W całym doświadczeniu obecności Boga w moim życiu towarzyszy mi modlitwa „Orędzie Serca”:

We śnie szedłem brzegiem morza z Panem, Oglądając na ekranie nieba całą przeszłość mojego życia. Po każdym minionym dniu zostawały na piasku dwa ślady – mój i Pana. Czasem widziałem tylko jeden ślad, odciśnięty w najcięższych dniach mojego życia. I rzekłem – Panie, postanowiłem iść zawsze z Tobą, przyrzekłeś być zawsze ze mną. Dlaczego zostawiłeś mnie samego, gdy było mi tak ciężko? Odrzekł Pan – Wiesz synu, że cię kocham i że nigdy cię nie opuściłem. W te dni, gdy widziałeś tylko jeden ślad, ja niosłem cię na swoich ramionach.

To jest modlitwa, która oddaje całe moje życie. On nigdy mnie nie opuścił. Nawet jeśli byłem na kogoś pogniewany… On był przy mnie w najtrudniejszych chwilach mojego życia. Święta Siostra Faustyna często powtarzała w „Dzienniczku”, że jest nędzą... Ale Jezus daje Jej wyraźnie do zrozumienia, że Jemu to nie przeszkadza, że przez Nią chce przeprowadzić wielkie dzieło. Pan Bóg nas kocha takimi, jakimi jesteśmy, z wszystkimi wadami, uzależnieniami. Podobnie jak św. Siostrze Faustynie, nam również powierza misję. Musimy ją odczytać i zacząć realizować. Cieszę się, że mogłem się podzielić z Państwem swoim doświadczeniem obecności Jezusa Miłosiernego i św. Siostry Faustyny w moim życiu.


Przemyślenia

Leszek Skierski: Dziękujemy za wygłoszone świadectwo, za słowa płynące z serca człowieka, który wiele w życiu doświadczył, musiał poddać się „obróbce duchowej”, zawierzyć Jezusowi Miłosiernemu i św. Siostrze Faustynie. Zajmuje się Pan zawodowo renowacją kamienia, czyli materii, która wymaga ociosania, oszlifowania i nadania jej szlachetnego wymiaru. Czy mógłby Pan powiedzieć, co wymaga większego wysiłku, obróbka marmuru, granitu, czy skamieniałego ludzkiego serca?

Artur Janus: Zdecydowanie obróbka ludzkiego serca. Kamień nic nie musi robić, leży sobie, czeka na ociosanie i szlif. Ktoś z zewnątrz ingeruje w jego strukturę, szlifuje go, może zrobić z nim wszystko. Osoba, która ma skamieniałe serce, musi chcieć, nie może czekać, nic nie robić. Naszym zadaniem jest dostarczyć mu odpowiednich narzędzi. Ale on musi nam odpowiedzieć, że chce zmienić swoje życie. 

Jest taka opowieść, mówiąca, że osiołka można zaprowadzić do wodopoju, ale zmusić go, żeby się napił wody, nie można. W tym wszystkim musimy dostrzec również obecność Boga, który poprzez innych daje nam do tego narzędzia. Żeby skruszyć lub oszlifować ludzkie serce potrzebna jest łaska Boża. 

Leszek Skierski: Wykonuje Pan trudny zawód, który wymaga hartu ducha, silnych rąk i fizycznego poświęcenia. Nie zawsze idzie to w parze z wrażliwością i duchowością, o której tak pięknie Pan mówił. W Pana świadectwie jedno z drugim się nie wyklucza. Proszę nam to wytłumaczyć. 

Artur Janus: Nie muszę niczego godzić w swoim życiu. Jedno bez drugiego nie istnieje. Podobny duch wiary panuje w mojej załodze. Wspólnie cieszymy się, jak odkrywamy nowe miejsca, gdzie możemy pracować i jednocześnie służyć Panu. Wytłumaczę to na przykładzie. Często zdarza się, że pracujemy do późnych godzin wieczornych, a na drugi dzień spotykamy się w tym kościele już o godzinie 6.00, by uczestniczyć w porannej Mszy św. Podobnie jest z Koronką do Miłosierdzia Bożego. Jak wiem, że mam rekolekcje, to wiem, że nie mogę tego zaniedbać. Termin rekolekcji jest uwzględniony w moim terminarzu zawodowym. Zysk w firmie jest ważny, ale nie może przysłaniać całego świata, zwłaszcza tego, w którym się kiedyś wszyscy spotkamy. Taka postawa wymaga bezgranicznego zaufania Bogu, którego uczymy się od św. Siostry Faustyny. Osobiście doświadczyłem tego również w relacjach z Siostrami Zgromadzenie Matki Bożej Miłosierdzia. 

Beata: Myślę, że niejedna osoba obecna w tym sanktuarium przeżywała podobne historie. Pan Bóg często przychodzi do nas w różnych momentach naszego życia, choć często nie zdajemy sobie z tego sprawy. Doświadczałam wielu przykrych sytuacji życiowych od męża, który przez lata uzależniony był od alkoholu. Miałam nawet do Boga o to pretensje. Dwadzieścia pięć lat nie byłam u spowiedzi. Może zabrzmi to paradoksalnie, ale dziś dziękuję swemu mężowi, że był uzależniony, bo przez to weszłam na drogę z Panem Bogiem. Kiedyś zastanawiałam się nad tym, jak można się na nowo narodzić, mając czterdzieści sześć lat. Dziś wiem, że to jest narodzenie z Ducha Świętego. Można być starcem, a zacząć na nowo żyć. Wtedy inaczej się widzi, słyszy, odczytuje Pismo Święte i wiele innych łask. Na potwierdzenie tego wszystkiego, że Bóg jest z nami, otwórzmy nasze serca. 

Nie tak dawno prosiłam Boga w modlitwie o wskazanie świętego, za pośrednictwem którego mogłabym się modlić. Trzy miesiące temu dostałam w prezencie „Dzienniczek” św. Siostry Faustyny. Traktuję to jako odpowiedź na moje pytanie. Dziękuję panu Arturowi za dzisiejsze słowa, które potwierdzają obecność Jezusa Miłosiernego w moim życiu. 

Artur Janus: Ja też dziękuję, że zabrała Pani głos. To ważne słowa, które odnoszą się do każdego z nas. Myślę, że warto wracać myślami do minionych chwil z naszego życia, bo tłumaczą one ciągłość naszych relacji z Bogiem. Warto, bo wtedy poznajemy samych siebie, kim jesteśmy, na jakim etapie drogi do Pana kroczymy. Nikt nas do niczego nie zmusza. Ważne jest zaufanie i konsekwencja wierności Bogu, dalszy rozwój i pogłębianie wiary. Tego od nas oczekuje Bóg. Te wszystkie lata, kiedy mąż pił, są w pani pamięci. Pewnie kiedyś jeszcze ujawnią się. Dlatego musimy się poświęcić, oddać tym dziewięćdziesięciu pięciu procentom wysiłku własnego, by obronić się przed powrotem złych myśli. Pan Bóg chce, żebyśmy działali, podjęli pracę nad sobą, a On nas uzbroi w moc. On będzie działał we mnie całe życie, póki będę się starał i dzielił swoim doświadczeniem z innymi. Nie jesteśmy idealni, ale mamy spowiedź i pokutę… To jest nasza moc. 

Małgorzata: Słuchając Państwa, czułam, że serce mi bije coraz mocniej. Nie wiedziałam, że będzie Pan dziś wygłaszał świadectwo. Przybyłam do sanktuarium z mężem. Mamy syna, z którym wspólnie walczmy z jego uzależnieniem. On też walczy razem z nami. Od czterech lat zbliżyliśmy się do Pana Boga, modlimy się do św. Siostry Faustyny o wstawiennictwo. Zamówiliśmy w tej intencji dzisiejszą Mszę św., nie wiedząc, że będzie Pana świadectwo, które wiąże się z naszym problemem. W rozmowie z księdzem powiedziałam, że chciałabym podziękować Panu za to, że dzięki uzależnieniu mojego syna mogliśmy zbliżyć się do Niego. Wierzę, że on dozna łaski Bożego Miłosierdzia. 

Artur Janus: Tak właśnie działa Bóg. My nie jesteśmy w stanie tego pojąć. Osoby uzależnione uczestniczące w „Programie 12 kroków”, dziękują Bogu, że mogły przejść tę chorobę i zmienić swoje życie. Często jest tak, że jak ktoś podejmuje terapię leczenia, to jego życie zmienia się na lepsze. Państwa synowi można pomóc, ale trzeba to zrobić mądrze. Po spotkaniu zapraszam na rozmowę. Zaufajmy Jezusowi  Miłosiernemu. Bo wy także jesteście bardzo poranieni tym faktem. Z doświadczenia wiem, że niejednokrotnie bardziej cierpi osoba przebywającą pod jednym dachem z osobą uzależnioną, niż sama osoba uzależniona. Dlatego tak ważnym jest, by zacząć wspierać całą rodzinę.

S. M. Diana Kuczek: „Miłosierdziem swoim ścigam grzeszników na wszystkich drogach ich i raduje się serce moje, gdy oni wracają do mnie”. (Dz. 1728) Nie ma takiej słabości, takiego grzechu, do której nie moglibyśmy zaprosić Boga. Bo On zawsze jest z nami. Bogu dzięki, że jest tak Miłosierny, że wybrał św. Siostrę Faustynę, że tu w Płocku objawił się Jej 90 lat temu, po to, by pokazać, że chce naszego szczęścia. Ale to nie znaczy, że nie doświadczymy ludzkiego grzechu, nie doświadczymy słabości. Ta miłość jest większa, co widać w Pana życiu. Każdy z nas jest do tego zaproszony. 

Ks. Tomasz Brzeziński: Ważne jest to, że spotykamy się w płockim sanktuarium właśnie po to, żeby odkryć to miejsce – pierwszego objawienia. Tu czeka na nas morze łask od Miłosiernego Pana, właśnie tu, w tym miejscu. Spotykamy się po to, żeby wraz z nami odkryło to miejsce jak najwięcej osób – odkryło i podzieliło się tym doświadczeniem z innymi. 

W 2001 r. jako młody ksiądz poproszony zostałem do współpracy w ramach wspomnianego przez Pana „Projektu 12 kroków”, który miał być wdrożony nie tylko z myślą o osobach uzależnionych od alkoholu, ale i dla wszystkich chcących iść drogą głębszego rozwoju. W gronie kilkunastu księży mieliśmy rozważyć ideę tego projektu, przejść ten program samemu, a później podzielić się doświadczeniami z innymi. I wtedy uzmysłowiłem sobie znaczenie tych „12 kroków”, coś, z czego nie do końca wcześniej zdawałem sobie sprawę. Po zrealizowaniu programu udało mi się wyzbyć pewnych kompleksów, które wcześniej utrudniały mi budowanie relacji z ludźmi. 

Po tej refleksji pozwoli Pan, że zadam również pytanie. Wspomniał Pan, że jest pierwszy raz w Płocku – jakie Pan odniósł wrażenie z dzisiejszego pobytu w naszym mieście?

Artur Janus: Moim przewodnikiem była siostra przełożona. Wyposażony zostałem również w lekturę o płockim sanktuarium, z którą chętnie zapoznam się po powrocie do Warszawy. Mój wzrok skupił się przede wszystkim na płockim obrazie Jezusa Miłosiernego, innym niż ten wileński. Na pewno nie jest to przypadek, że tu jestem. Powiem więcej, spodziewam się, że to może być jakiś początek nowych doświadczeń na szlaku św. Siostry Faustyny. Spodziewam się, że coś niespodziewanego dostanę od Świętej. A może już dostałem, tylko jeszcze o tym nie wiem. 
Leszek Skierski: Siostry Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia są w Płocku od XIX wieku i to do nich zawsze należy ostatnie słowo. Zatem, oddaję głos siostrze przełożonej.

S. M. Diana Kuczek: Dziękuje Panie redaktorze, ale ostatnie słowo zawsze należy do Pana Boga. On jest Alfą i Omegą – Początkiem i Końcem. Dlatego, myślę, nade wszystko Jemu chwała za to, że nas stworzył z Miłosierdzia. I na końcu naszego istnienia także spotkamy się z Bogiem Miłosierdzia, cokolwiek by się po drodze działo. Nie przypadkiem stało się, że na początku Adwentu przybywa do nas pan Artur, z doświadczeniem – świadectwem tego, że wiele rzeczy musi być przed nami ukryte, tak jak dziecko w łonie matki. Ta miłość, zanim się narodzi, musi przejść przez bolesne doświadczenia, trudną drogę do świadomości, że Bóg jest i nie musimy go szukać. To jest właśnie ta praca nad sobą, długa droga do pełnej wolności. By dać się Panu Bogu „obrobić”, jak ten przysłowiowy kamień – zaimpregnować Miłosierdziem. Pozwólmy, żeby każdego dnia to Miłosierdzie nas przenikało, a św. Siostra Faustyna, która widziała w Płocku Pana Jezusa, orędowała za nami. Jej na pewno bardzo zależy, żebyśmy doświadczali tego Bożego Miłosierdzia. Chwała Panu za to, czego dokonał w życiu pana Artura, pań, które dzieliły się swoimi troskami, i każdego z nas.

Artur Janus: Na koniec każdego spotkania w grupach samopomocowych jest taka krótka modlitwa, którą zawsze wspólnie odmawiamy:

Boże, użycz mi pogody ducha,
Abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić,
Odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić
I mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego. 

Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Płocku, 5 grudnia 2020 r.


Biografia

Artur Janus 
Ojciec samotnie wychowujący syna, biznesmen, promotor trzeźwości. Od 20 lat prowadzi firmę zajmującą się renowacją marmurów i granitów, w: obiektach sakralnych, galeriach, hotelach, bankach, i na lotniskach. Swoją działalność usługową prowadzi w Polsce i Europie. Od ponad trzynastu lat jest zaangażowany w sprawy trzeźwości, współuzależnienia i dysfunkcje DDA, DDD. Członek wspólnot samopomocowych, organizator spotkań, konferencji i wykładów opartych na „Programie 12 kroków”. Od 2018 r. jest organizatorem Dni Skupienia i Wieczoru Wspomnień o Ojcu Benignusie Janie Sosnowskim, organizowanych w Ośrodku Apostolstwa Trzeźwości w Zakroczymiu. 

W 2019 roku uczestniczył w Sejmie Rzeczpospolitej Polskiej w dyskusjach nt. zmiany ustawy z 26 października 1982 r. o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi. Od roku jest również członkiem Międzynarodowego Stowarzyszenia Apostołów Bożego Miłosierdzia „Faustinum”.